czwartek, 9 lutego 2012

Prolog.

Klucz szczęknął z łoskotem w zamku. Blondynka weszła do dusznego mieszkania. Obawiała się, że przez jej nieobecność jej współlokatorka zrobiła z ich mieszkania wysypisko śmieci i nie, nie myliła się. Próbowała przedrzeć się do kuchni, a po drodze dwa razy potknęła się o porozrzucane buty i raz o pudełko po pizzy:
- Cholera jasna! Jak w ciągu dwóch dni można zrobić taki syf?! – otóż można było, jeśli się było Alyssą Evans i sprzątanie traktowało się jako stratę czasu, nie mówiąc o zakupach spożywczych – przecież od czego ma się telefon i pizzerie? Problem pojawiał się wtedy, kiedy Chloe musiała to wszystko ogarnąć. I tak było tym razem: rozejrzała się po kuchni, zakasała rękawy:
- Akcję dezynfekującą czas zacząć!
Godzinę później Chloe była w połowie zmywania wielkiej sterty naczyń, kiedy usłyszała głośne kłapnięcie drzwiami.
- CZEEEEEEEEEEEŚĆ!- ten słoń, który przed chwilą wszedł do mieszkania, brzmiał jak Alyssa – bo to była Alyssa i jeszcze zanim Chloe zdążyła ją ostrzec, że dopiero co pozmywała podłogę, wkroczyła swoimi zabłoconymi butami na środek kuchni.
- ZABIJĘ! Zabiję, pokroję na kawałeczki i zakopię w ogrodzie…
- My NIE MAMY ogrodu…
- No to wrzucę do Tamizy…
- Coś się stało? Jakoś tak dziwnie na mnie patrzysz…
- Bo właśnie przed chwilą pozmywałam tę oto podłogę, na której twoje niemiłosiernie brudne buty teraz stoją!
- Ups! Przepraszam – powiedziała Alyssa i cofnęła się do korytarza, gdzie narobiła jeszcze więcej śladów. Chloe walnęła się z otwartej ręki w czoło.
- Nie martw się, w ogóle się nie gniewam, w ogóle, wcale a wcale…
- Naprawdę?
- NIE! A następnym razem, jak będziesz chciała mnie zabić, możesz to zrobić w jakiś bardziej humanitarny sposób, a nie zastawiając na mnie pułapki w postaci porozrzucanych szpilek… A poza tym możesz mi wyjaśnić jak można zrobić taki bałagan przez jeden weekend?
- Nie wiem, samo jakoś tak wyszło…
- Samo? – Chloe uniosła oczy i ręce do góry – Widzisz, a nie grzmisz…
- Jak się udał pobyt u rodziców? – zapytała Alyssa rozsiadając się na blacie kuchennym.
- Nieźle, aczkolwiek mam wrażenie, że przez to ciągłe dokarmianie przez moją mamę przytyłam z pięć kilo…
- O nie! Ja nie będę z tobą chodzić na siłownię! Nawet o tym nie myśl…
- Wcale nie miałam zamiaru cię o to prosić – blondynka pokazała język koleżance.- A tobie jak minęło tę parę dni?
- Nie najgorzej… Widziałaś? – zapytała blondynkę, jedną ręką podając jej magazyn, a drugą sięgając po mandarynkę(ostatnią rzecz w tym domu, którą się dało zjeść bez obawy o późniejsze rewelacje żołądkowe – chociaż Chloe wcale nie była tego taka pewna i na miejscu Alyssy wolałaby nie ryzykować).
- Gazeta jak gazeta… - powiedziała Chloe.
- Zerknij na okładkę.
-„Louis Tomlinson z nową dziewczyną - zdjęcia pary z ostatniej randki.” I co z tego?
- CO Z TEGO? Zostawił Hannah, która jakbyś zapomniała, jest moją najlepszą przyjaciółką, bo podobno nie miał czasu i chciał się skupić na karierze, a tymczasem umawia się z jakąś dziunią.
- Wygląda na sympatyczną… - powiedziała Chloe, przekartkowując magazyn i oglądając zdjęcia pary.
- Nienawidzę dupka. Nigdy go nie lubiłam…
- Doprawdy? Mam ci przypomnieć, jak co sobotę ekscytowałaś się na występy jego i jego kolegów i jak zabierałaś mi telefon, żeby oddać kilka głosów?
- To było dawno i nieprawda… - Alyssa przygryzła wargę. Jasne, ze świetnie pamiętała to wszystko, ale obecnie Louis Tomlinson był jej wrogiem numer jeden i gdyby tylko jej się nawinął, mogłoby dojść do rękoczynów – ba! na pewno by do nich doszło…


No to zaczynam nowe opowiadanie... Mam nadzieję, że będzie się podobało. Ogólnie to nie lubię ani początków, ani pożegnań, więc do następnego i au revoir!

1 komentarz:

  1. super początek :) czekam na następne rozdziały ;)

    OdpowiedzUsuń